Z deską na wodę i z muzyką w tle - METROPOLIA NA FALI
Już 29 czerwca plaża w Pławniowicach zamieni się w niezwykłą scenę wodną. W ramach wydarzenia „Metropolia na fali - w rytmach wody i muzyki”, uczestnicy będą mieli okazję wziąć udział w mikrowyprawie na deskach SUP. O tym, dlaczego warto spróbować i czego się spodziewać, opowiada Ewa Błachut - instruktorka i organizatorka wycieczki, absolwentka Akademii Wychowania Fizycznego w Katowicach, nauczycielka wychowania fizycznego i gimnastyki korekcyjnej z wieloletnim doświadczeniem w organizacji wydarzeń sportowo-rekreacyjnych. Na co dzień prowadzi firmę ProActive Life, która specjalizuje się w organizacji aktywnych wyjazdów, mikrowypraw, zajęć sportowych i wydarzeń z zakresu rekreacji i profilaktyki zdrowia, zarówno dla dorosłych, jak i dzieci.
Redakcja: Czym właściwie jest SUP i dlaczego warto spróbować?
Ewa Błachut: SUP, czyli Stand Up Paddle, to pływanie na dużej, stabilnej desce z wiosłem. Na pierwszy rzut oka może wydawać się trudne, ale to naprawdę dostępna forma aktywności dla każdego, niezależnie od wieku czy kondycji. To połączenie ruchu, kontaktu z naturą i… spokoju.
R: Czy każdy może stanąć na desce, nawet zupełny nowicjusz?
Ewa: Oczywiście! Na naszych wyprawach pojawiają się osoby, które nigdy wcześniej nie trzymały wiosła w ręku. I to właśnie im najczęściej po kilku minutach pojawia się na twarzy ogromny uśmiech. Zaczynamy od krótkiego wprowadzenia i nauki na brzegu, wszystko odbywa się spokojnie, bez presji.
R: Co powiedziałaby Pani komuś, kto się waha?
Ewa: Jeśli masz chęci, to wszystko inne da się ogarnąć. Nie musisz mieć super kondycji, ani drogiego stroju. Wystarczą kąpielówki, ręcznik i trochę odwagi, żeby spróbować czegoś nowego. A naprawdę warto, bo to fantastyczny sposób, żeby się zrelaksować, oderwać od codzienności i poczuć radość z bycia na wodzie.
R: Czy pływanie na SUP-ie to tylko sport, czy może coś więcej?
Ewa: Dla mnie to moment bycia „tu i teraz”. Czasem grupy milkną i każdy po prostu cieszy się ciszą i słońcem odbijającym się w wodzie. To ruch i wyciszenie w jednym.
R: Jak wygląda taka wycieczka z Pani perspektywy jako instruktorki?
Ewa: Staram się być przewodniczką i opiekunką jednocześnie. Z jednej strony pilnuję bezpieczeństwa, ale z drugiej dbam o to, żeby każdy uczestnik czuł się zaopiekowany i dobrze się bawił. Lubię widzieć, jak ludzie z minuty na minutę nabierają pewności siebie i… zaczynają się śmiać z własnych wpadek.
R: Co chciałaby Pani, żeby zapamiętali uczestnicy po zejściu z deski?
Ewa: Chciałabym, żeby wychodząc z wody, czuli dumę i radość. Żeby pomyśleli: „Zrobiłem to!”, nawet jeśli na początku się wahali. Bo ta chwila, kiedy pokonujesz własne obawy i stoisz na wodzie, zostaje w głowie na długo. Chcę, by zapamiętali, że potrafią więcej, niż im się wydawało, że nie trzeba być sportowcem, żeby przeżyć coś wyjątkowego. I żeby już zawsze kojarzyli wodę nie z zimnem czy strachem, ale z wolnością, śmiechem, ciepłem słońca na ramionach i pięknymi wspomnieniami, które zaczęły się od jednej decyzji: „Spróbuję”.